Nicolas i Heidi Rémy robią to, na czym im najbardziej zależy… Spełniają marzenia. Opuścili port i wyruszyli w długą podróż swoją łodzią, Fleur de Sel; siedem lat żeglugi, setki przystani i rejs dookoła świata na wszystkich szerokościach. Opowiedzą nam o swoich początkach u wybrzeży zachodniej Norwegii.
Jak w większości sportów wytrzymałościowych, najważniejsza jest rozgrzewka. Nicolas i Heidi, para ryzykantów, ale nie zuchwalców, wybrała sobie jako teren przygotowawczy, wybrzeże norweskie – od Bergen po Lofoty. Spędzili tam półtora miesiąca. „Lepiej jest sprawdzić ekwipunek i załogę, zanim wyruszy się w rejs dookoła świata”, mówi z uśmiechem Nicolas. Taką zasadą kierowała się para naszych bohaterów. Z południa kraju, aż do koła polarnego, pokonali prawie 850 mili. Rejs trwał 6 tygodni. Nie było nocy, tak jakby czas się zatrzymał. Słońce było widoczne non stop, nie zachodziło. „Ten nieustanny dzień, na początku zbijał nas z tropu. Bardzo szybko zdecydowaliśmy się na kupno rolet. To była jedna z naszych pierwszych inwestycji na pokładzie”, tłumaczy kapitan łodzi Fleur de Sel. Jednakże to dzięki temu nieustającemu światłu, para mogła odbyć jedną z najbardziej niesamowitych wędrówek o 1.00 w nocy, na zboczu lodowca Svartisen, w pobliżu koła polarnego. Późnym wieczorem, zatrzymali się u stóp lodowca, drugiego największego wzniesienia w kraju. Oczarowało ich jego piękno. „Sprawdziliśmy pogodę na następny dzień i wiedzieliśmy, że najlepsze warunki pogodowe mamy właśnie teraz. Aby obejrzeć lodowiec, musieliśmy natychmiast ruszyć w drogę, pomimo później godziny”. Nie przejmując się, wyszli na szlak. Maszerowali wzdłuż nieskazitelnego lodowca w świetle słońca. Był to bardzo emocjonujący moment.
W Norwegii, pomimo, że pływa się po prawie niewzburzonych wodach, żegluga jest niesamowita. Podczas gdy południe kraju zachwyca architekturą, tak bardzo charakterystyczną dla krajów Skandynawii, północ oczarowuje dziką przyrodą. Z biegiem czasu, rejs jest coraz piękniejszy i coraz bardziej wyjątkowy. Fiordy i niezliczona liczba wysepek ułatwiają żeglugę przybrzeżną, załoga może w pełni cieszyć się pięknem linii brzegowej. „Nieważne jaka jest pogoda, niż baryczny, czy antycyklon, labirynt kamieni i wysepek nazywanych przez Norwegów „Skeargard”, stanowi pas bezpieczeństwa przed martwą falą”. Nicolas uważa, że tylko dwa przejścia są faktycznie trudne: Cape Statt oraz Hustadvika. Rejs wśród wysepek „Skeargard” zapewnia piękne widoki oraz cudowne miejsca do zakotwiczenia. Według naszych bohaterów, którzy cumowali w wielu portach, norweskie mariny oraz skandynawski styl życia, tylko zachęcają do żeglarstwa i do spełniania marzeń. Czarter jachtów w Norwegii może być początkiem nowej pasji, lub realizacją pięknych marzeń.